mOrfeusz+ mOrfeusz+
115
BLOG

Bohaterowie finiszu

mOrfeusz+ mOrfeusz+ Polityka Obserwuj notkę 1

Jedni powiedzą, że na podsumowania jeszcze za wcześnie, inni - że już za późno, że trzeba było nazajutrz.

Przejmować się tym nie mam zamiaru i już dziś - i dopiero dziś - przedstawię arcykrótki poczet moich bohaterów końcówki kampanii prezydenckiej.

Pierwsze miejsce to oczywiście prezydent-elekt. Zapewne nie jestem jedyną osobą, która na wieść o nominacji Andrzeja Dudy pomyślała “nie znam faceta” (na swoje usprawiedliwienie mam, że nie jestem z Krakowa). Potem jednak okazało się, że głosuję nie tylko - a nawet nie przede wszystki - przeciw Komorowskiemu, a właśnie na Dudę. Przekonała mnie kampania - po raz pierwszy w Polsce prowadzona w prawdziwie amerykańskim stylu, po raz pierwszy tak bardzo ukierunkowana na wyborców, a nie na wybieranego, po raz pierwszy tak pozytywna - ale przede wszystkim przekonał mnie sam kandydat. Kandydat pokolenia, które w dorosłość weszło już w nowej Polsce. Kandydat wykształcony i taktowny - a według “Polityki” (he, he) także pracowity. Kandydat, który zna prawo i języki. Kandydat, na którego nie można było znaleźć żadnego “haka” - do tego stopnia, że PO został tylko, pożal się Boże, argument z blokowaniem stanowiska.

Kandydat, z którego można być dumnym. Mój prezydent. 

Drugie miejsce należy się… nie, nie temu, co myślicie, a Wojciechowi Sumlińskiemu. Jego “Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” stały się bestsellerem ostatniego wyborczego tygodnia. Dzięki genialnemu posunięciu księgarni Legimi (ot, kapitalizm w praktce), miałem szansę przeczytać wersję elektroniczną między 1. a 2. turą (nie żeby coś to dla mnie zmieniało, ale jakoś tak dziwnie odpowiedni czas). Prawdziwość zawartych w książce rewelacji trudno ocenić bez dostępu do informacji tajnych, ale… Ale, primo, działania, które opisuje Sumliński brzmią podejrzanie znajomo do sytuacji a to zaobserowanych, a to zasłyszanych. Ale, secundo, wiele mówi reakcja ustępującego prezydenta, a raczej jej brak. Słyszałem już głosy w stylu “to za głupie, żeby ciągać faceta po sądach”, ale gdyby wobec mnie ktoś wysunął oskarżenia takiej wagi, to… no właśnie, po namyśle dochodzę do wniosku, że nie poszedłbym od razu do sądu, ale też nie zignorowałbym tematu. Co zrobiłbym, będąc uczciwym prezydentem bezczelnie obsmarowanym? Zadałbym sobie pytanie, czy to celowo działanie autora skierowane przeciw mnie, czy też wywiedli go w pole działający na moją szkodę informatorzy. Jak to sprawdzić? Prosto: zaprosić delikwenta na rozmowę. Jakakolwiek by nie była prawda, jest wielce prawdopodobne, że w rozmowie takiej wypłynie… a potem pozostaje albo sąd, albo wspólne wystąpienie przeciw oszczercom. Jakoś nie widzę, by bohater książki podjął podobne działania.

Tempo wydania książki nie pozostało jednak - niestety! - bez wpływu na jej zawartość. Primo, treść czasem przypomina dobry kryminał - i wtedy jest naprawdę dobrze, czasem jednak strumień świadomości - i wówczas zaczyna być nieciekawie. Rozumiem, że delikatność spraw poruszanych wymusza pewną konwencję. Kiedy jednak ciężko połapać się w następstwie zdarzeń wskutek zagmatwania retrospekcji, a do tego pojawiają się powtórzenia, niezręczności stylistyczne i błędne związki frazeologiczne, wpływa to na przyswajanie treści. Dodatkowo wydanie elektroniczne musiało być przygotowywane w ogromnym pośpiechu, co zaowocowało dodatkowymi literówkami, brakami i poprzestawianiem całych akapitów. Moje redaktorskie serce krwawi, bo widzę, ile książka traci na potraktowaniu po macoszemu korekty i redakcji.

Pozostało jeszcze miejsce na podium dla Pawła Kukiza. Odczucia co do wielkiego wygranego z trzeciego miejsca mam mieszane. I nie, nie z powodu JOW-ów (widzę i wady, i zalety, wad na razie więcej, ale nie jestem zaciekłym przeciwnikiem). Nie, także nie z powodu małego doświadczenia politycznego (ani mnie to ziębi, ani grzeje). Może trochę z powodu powyborczego niezorganizowania (organizujmy się, ale tak, by nie być organizacją? litości!), ale najbardziej z całkiem innego powodu. Otóż głosowałem na pana Pawła w wyborach samorządowych (do sejmiku, natomiast na kadydatkę PiS na prezydenta miasta), jako że lokalny PiS dostarczył mi ostatnio wielu rozczarowań. Głosowałem… i poczułem coś między irytacją a zażenowaniem, gdy przed wyborami prezydenckimi ogłosił, że rozważał wycofanie się w domowe pielesze, gdyby nie zdobył wymaganych głosów poparcia. Jakże to tak, Panie Pawle? A zaufanie wyborców, którzy Pana wybrali do władz lokalnych? Rozumiem, że miała to być trampolina do kolejnych wyborów. Jednak jeśli suweren powiedziałby, że jeszcze nie pokłada w Panu na tyle zaufania, należałoby decyzję tę z pokorą przyjąć i wykonywać obowiązki przez suwerena nałożone. Władza lokalna również jest ważna - dla niektórych nawet ważniejsza - a jeśli walczy się o lepszy rząd, samemu trzeba świecić przykładem!

Cóż, myślę, że na jesieni przekonamy się, czego faktycznie można oczekiwać po Kukizie-polityku… czekam jednak na to nie bez obaw.

PS. Już po napisaniu tego tekstu wybuchła aferka z programem kukizowej partii-niepartii, ale to już zasługuje na osobny facepalm i osobny wpis.

mOrfeusz+
O mnie mOrfeusz+

Prawicowy oszołom. Anarchokonserwatysta. Patriota polski i wrocławski. Znawca literatury fantastycznej i filmu. Entuzjasta Apple i MacOS-a.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka